Kos




*
Słońce chyliło się ku zachodowi, a ja wędrowałem bez celu po lesie. Jeszcze niedawno cieszyłem się beztrosko pięknem przyrody, teraz czułem niepokój i przygnębienie.
Myśli pędziły mi przez głowę niczym spłoszone stado ptaków. Nie mogłem przestać myśleć o tym, co mnie spotkało. Zostałem zdradzony przez ukochaną osobę i poczułem się, jakby cały mój świat się zawalił.
Błądziłem bez celu, aż dotarłem do polany. Usiadłem na powalonym pniu drzewa i patrzyłem przed siebie. Wokół mnie ćwierkały ptaki, ale ich śpiew nie mógł zagłuszyć moich myśli.
Przypomniały mi się wszystkie nasze wspólne chwile. Śmiech, pocałunki, obietnice. Wszystko to wydawało się teraz takie odległe i nierealne. Nie mogłem uwierzyć, że to wszystko już minęło.
Łzy zakręciły mi się w oczach. Miałem ochotę krzyczeć, płakać i bić pięścią w drzewo. Ale nie dałbym rady. Byłem zbyt osłabiony i przygnębiony.
Zamiast tego wstałem i ruszyłem dalej. Nie wiedziałem, dokąd idę, ale nie chciałem już dłużej siedzieć bezczynnie. Chciałem się ruszać, żeby choć na chwilę zapomnieć o tym, co mnie spotkało.
Szedłem długo, aż dotarłem do brzegu jeziora. Usiadłem na kamieniu i patrzyłem na wodę. Powierzchnia jeziora była gładka jak lustro i odbijała promienie zachodzącego słońca.
Nagle zauważyłem coś dziwnego. W oddali, na środku jeziora, coś się poruszyło. Podniosłem się i przyjrzałem się uważniej. To był łabędź. Płynął majestatycznie po jeziorze, jakby nic nie było w stanie go zatrzymać.
Patrzyłem na łabędzia przez długi czas. Jego spokój i gracja napełniły mnie nadzieją. Uświadomiłem sobie, że nawet w najtrudniejszych chwilach można znaleźć coś pięknego.
Łabędź płynął dalej, znikając w oddali. Ja również ruszyłem w swoją drogę, z nową nadzieją w sercu. Wiedziałem, że droga do szczęścia będzie długa i kręta, ale byłem gotów ją przejść.
*